Gertruda od dawna
spoglądała na Euzebiusza życzliwszym okiem. A to wódkę w papier zawinęła, a to
reklamówkę dała. Bywało, że i na drogę dobre słowo rzekła. Na ten przykład
wczoraj, gdy Euzebiusz od kasy odchodził.
- A Euzebiusz tak sam mieszka. Nie tęskni za towarzystwem.
Początkowo nie bardzo wiedział co ona od niego chce, bo jak zwykle gapił się na jej cycki i czynność ta pochłaniała go całkowicie.
- He? - zapytał nieśmiało.
- No pytam czy Euzebiusz kobietki nie potrzebuje. Herbaty by zrobiła, rosołek ugotowała, kurze zamietła, plecy umyła - Gertruda zatrzepotała ociekającymi tuszem rzęsami.
- No... kurdeczka, może być.
- To może Euzebiusz do miasta jutro pojedzie? Pobyłby ze mną trochę, poznał, na obiad zaprosił.
- No... kurdeczka, czemu nie - wymamrotał wycierając zaślinione usta rękawem kufajki
- To o ósmej rano na przystanku. I niech się ładnie ubierze - mrugnęła okiem i posłała mu całuska.
- A Euzebiusz tak sam mieszka. Nie tęskni za towarzystwem.
Początkowo nie bardzo wiedział co ona od niego chce, bo jak zwykle gapił się na jej cycki i czynność ta pochłaniała go całkowicie.
- He? - zapytał nieśmiało.
- No pytam czy Euzebiusz kobietki nie potrzebuje. Herbaty by zrobiła, rosołek ugotowała, kurze zamietła, plecy umyła - Gertruda zatrzepotała ociekającymi tuszem rzęsami.
- No... kurdeczka, może być.
- To może Euzebiusz do miasta jutro pojedzie? Pobyłby ze mną trochę, poznał, na obiad zaprosił.
- No... kurdeczka, czemu nie - wymamrotał wycierając zaślinione usta rękawem kufajki
- To o ósmej rano na przystanku. I niech się ładnie ubierze - mrugnęła okiem i posłała mu całuska.
Garnitur po doradcy
ubezpieczeniowym pasował jak ulał. Co prawda plecy szpeciły trzy krwawe szramy
- ślady po siekierze - ale postanowił, że założy płaszcz i nie będzie go
zdejmował.
Gertrudę poczuł zanim
zobaczył, a gdy minutę później na nią spojrzał, oniemiał z wrażenia.
Utapirowane błękitne włosy, grube, czarne rzęsy, czerwone usta i futro z
białych nutrii. Całości dopełniały brązowe buciki i złota torebka. A wszystko
podane w gęstych oparach wylanej na siebie butelki "Pani Walewskiej".
Euzebiusz dla równowagi pachniał "Brzozową". Trzymał ją na czarną
godzinę od 1984 roku.
W Pekaesie było tłoczno, ale wokół nich szybko zrobiło się dużo wolnego miejsca. Mimo mroźnego dnia pootwierano okna i nawet gdy już wszystkim zsiniały twarze nikt nie odważył się ich zamknąć. Ale Gertrudzie i Euzebiuszowi było wszystko jedno, bo ich grzało rodzące się uczucie.
Po kilku godzinach spacerowania po mieście żar serc musiał skapitulować przed mrozem, a żołądki miały dość karmienia owocami miłości.
- To może Euzebiusz zaprosi na obiad? Do tego... no... Macadonalda?
- No, kurdeczka, może być.
W lokalu było ciepło. Nawet bardzo. Ale żadne z nich nie zdecydowało się na zdjęcie wierzchniej odzieży. Euzebiusz - bo przecież miał krwawe dziury na plecach marynarki, Gertruda - bo była wyjątkowo dumna z białych nutrii.
- Czym mogę służyć? - uśmiech sprzedawcy był równie sztuczny, co jedzenie, które sprzedawał.
- To kurdeczka, niech zamawia. Ja po niej.
- To kochanieńki daj mi tę dużą bułkę... nie tą, ta obok... - Gertruda wskazała swoim tłustym wskazującym reklamę wiszącą nad ladą.
- Big Mac? - spytał usłużnie pracownik "szybkiego żarcia".
- No niech będzie Big. I do tego frytki...
- Frytki są w zestawie.
- Kochanieńki, co z tego, daj mi drugie. A te małe kosteczki to co? - zapytała z błyskiem w oku.
- Nuggetsy - korporacyjny uśmiech stawał się coraz mniej korporacyjny.
- To też daj.
Euzebiusz włożył ręce do kieszeni, by dyskretnie przeliczyć dotychczasowe zakupy. Przy lodach i ciasteczku na ciepło musiał zaangażować palce u nóg.
- Coś jeszcze? - zapytał.
- A te takie bulwy w papierkach, to co?
- Mufinki proszę pani - odpowiedział nieco zniecierpliwiony sprzedawca.
- To dwie, te czarne.
- A do picia?
- No Colę, ale Light. Bo się odchudzam.
- A dla pana? - gdyby wzrok potrafił zabijać, Euzebiusz powinien w tym momencie paść martwy.
- Ja kurdeczka... Mortadele macie?
- Nie, ale mamy pyszne hamburgery - odparł lekko zmieszany sprzedawca.
- Sam żeś kurdeczka cham! - Euzebiusz walnął pięścią w ladę, aż kilka frytek podskoczyło i wpadło do Coli, która teraz już nie była taka Light.
Gertruda próbowała spojrzeć na Euzebiusza z wyrzutem, ale w miejscu, w którym spodziewała się go zastać już go nie było. Przeskoczył ladę i głową sprzedawcy nabijał na kasie nowe ceny.
I wtedy z kuchni wyskoczyło kilku kucharzy...
- Kurdeczka, panie poruczniku, to było tak; chciałem mortadelę, a on, że nie mają. I kurdeczka mię od chama wyzywał...
- Nie chama, ale zaproponował hamburgera - przerwał policjant.
- Przecie kurdeczka to to samo panie kapitanie.
- Nie jestem kapitanem, a aspirantem!
- Sie kurdeczka pan major nie nerwuje - patrząc na czterozębny uśmiech Euzebiusza policjant z rezygnacją machnął ręką.
- I co było dalej? - dodał.
- Toż panie pułkowniku kurdeczka zacząłem uciekać, oni tyż.
- Gdzie?
- No ja kurdeczka przed siebie, a oni w moim kierunku.
- No dobrze, ale czegoś tu nie rozumiem. Ich było czterech, pan sam. Oni mieli noże, pan nie. To skąd u nich te rany cięte na rękach? - policjant nie dawał za wygraną.
- Bo jak żem kurdeczka biegł, to mi panie generale z kieszeni sikierka wypadła.
- Cztery razy?
– No, też kurdeczka się dziwie - tym razem w uśmiechu Euzebiusza policjant dostrzegł złowieszczy błysk złotej plomby. Chyba "szóstki".
W Pekaesie było tłoczno, ale wokół nich szybko zrobiło się dużo wolnego miejsca. Mimo mroźnego dnia pootwierano okna i nawet gdy już wszystkim zsiniały twarze nikt nie odważył się ich zamknąć. Ale Gertrudzie i Euzebiuszowi było wszystko jedno, bo ich grzało rodzące się uczucie.
Po kilku godzinach spacerowania po mieście żar serc musiał skapitulować przed mrozem, a żołądki miały dość karmienia owocami miłości.
- To może Euzebiusz zaprosi na obiad? Do tego... no... Macadonalda?
- No, kurdeczka, może być.
W lokalu było ciepło. Nawet bardzo. Ale żadne z nich nie zdecydowało się na zdjęcie wierzchniej odzieży. Euzebiusz - bo przecież miał krwawe dziury na plecach marynarki, Gertruda - bo była wyjątkowo dumna z białych nutrii.
- Czym mogę służyć? - uśmiech sprzedawcy był równie sztuczny, co jedzenie, które sprzedawał.
- To kurdeczka, niech zamawia. Ja po niej.
- To kochanieńki daj mi tę dużą bułkę... nie tą, ta obok... - Gertruda wskazała swoim tłustym wskazującym reklamę wiszącą nad ladą.
- Big Mac? - spytał usłużnie pracownik "szybkiego żarcia".
- No niech będzie Big. I do tego frytki...
- Frytki są w zestawie.
- Kochanieńki, co z tego, daj mi drugie. A te małe kosteczki to co? - zapytała z błyskiem w oku.
- Nuggetsy - korporacyjny uśmiech stawał się coraz mniej korporacyjny.
- To też daj.
Euzebiusz włożył ręce do kieszeni, by dyskretnie przeliczyć dotychczasowe zakupy. Przy lodach i ciasteczku na ciepło musiał zaangażować palce u nóg.
- Coś jeszcze? - zapytał.
- A te takie bulwy w papierkach, to co?
- Mufinki proszę pani - odpowiedział nieco zniecierpliwiony sprzedawca.
- To dwie, te czarne.
- A do picia?
- No Colę, ale Light. Bo się odchudzam.
- A dla pana? - gdyby wzrok potrafił zabijać, Euzebiusz powinien w tym momencie paść martwy.
- Ja kurdeczka... Mortadele macie?
- Nie, ale mamy pyszne hamburgery - odparł lekko zmieszany sprzedawca.
- Sam żeś kurdeczka cham! - Euzebiusz walnął pięścią w ladę, aż kilka frytek podskoczyło i wpadło do Coli, która teraz już nie była taka Light.
Gertruda próbowała spojrzeć na Euzebiusza z wyrzutem, ale w miejscu, w którym spodziewała się go zastać już go nie było. Przeskoczył ladę i głową sprzedawcy nabijał na kasie nowe ceny.
I wtedy z kuchni wyskoczyło kilku kucharzy...
- Kurdeczka, panie poruczniku, to było tak; chciałem mortadelę, a on, że nie mają. I kurdeczka mię od chama wyzywał...
- Nie chama, ale zaproponował hamburgera - przerwał policjant.
- Przecie kurdeczka to to samo panie kapitanie.
- Nie jestem kapitanem, a aspirantem!
- Sie kurdeczka pan major nie nerwuje - patrząc na czterozębny uśmiech Euzebiusza policjant z rezygnacją machnął ręką.
- I co było dalej? - dodał.
- Toż panie pułkowniku kurdeczka zacząłem uciekać, oni tyż.
- Gdzie?
- No ja kurdeczka przed siebie, a oni w moim kierunku.
- No dobrze, ale czegoś tu nie rozumiem. Ich było czterech, pan sam. Oni mieli noże, pan nie. To skąd u nich te rany cięte na rękach? - policjant nie dawał za wygraną.
- Bo jak żem kurdeczka biegł, to mi panie generale z kieszeni sikierka wypadła.
- Cztery razy?
– No, też kurdeczka się dziwie - tym razem w uśmiechu Euzebiusza policjant dostrzegł złowieszczy błysk złotej plomby. Chyba "szóstki".
Gertruda fajnego chłopaka sobie upatrzyła. Taki Euzebiusz to sprytny i zwinny, że czterech nie da mu rady i zawsze obroni kobietę ubraną w futro:-)
OdpowiedzUsuńA jakie przygody miewają! Może jeszcze jedną lub dwie tu przybliżę :)
UsuńHahahaha! Dziwić się rzecz ludzka :D
OdpowiedzUsuńŻe kiedy mnie cizio traktuje jak ścierkę
i szczerą nienawiść ma w oku,
ja mówię spokojnie: – To weź pan siekierkę
Cały Euzebiusz :)
UsuńDrugi raz tego ranka usmialam sie serdecznie... nie wiem czy wypada, ale co tam!
OdpowiedzUsuńPodobno smiech serdeczny jest dobry na wszystko, nawet na raka!
Serdecznosci
Judyta
Serdeczny to przede wszystkim na raka :)
UsuńPozdravki
Fantastyczne, uśmiech od ucha do ucha:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNa zdrowie :)
Usuńhmm... to teraz już chyba wiem, skąd ma ten po kimś tam garnitur :)
OdpowiedzUsuńBardzo przyjemna historia, która sprawiła, że poczułam przeponę :)
"Poczułam przeponę" - bardzo miła recenzja :)
Usuńcieszę się i polecam się na przyszłość ;)
Usuńnaprawdę bardzo przyjemny tekst :)
Trzymam za słowo :)
Usuńooo! :) Czekam na dalsze instrukcje! ]:->
UsuńPoradzisz sobie sama :)
UsuńZobaczymy, zobaczymy :p
UsuńUff, ależ mi napięcie rosło w miarę czytania... :DDD
OdpowiedzUsuńNormalnie, już się nie mogę doczekać na kolejne spotkanie z panem Euzebiuszem :)))
Pewnie niebawem coś znowu wrzucę :)
UsuńA wiesz, co do mnie dotarło z pewnym opóźnieniem? Ten opisany przejazd autobusem pani G. i pana E. :)))
UsuńKumulacja zapachu i zimna z tego autobusu :)))
Wręcz POCZUŁAM tę mieszaninę doznań!
Masz wyobraźnię, przez duże W :)
UsuńZnakomite, kurdeczka, znakomite...
OdpowiedzUsuńŚwietnie się czyta, ha,ha...
Pozdrówka:)))
Kurdeczka, to fajnie :)
UsuńHahahahahahahahahaha. Kurde blaszka Fajne.
OdpowiedzUsuńPozdrowionka.
Mniód na me serce :)
UsuńTrzeba mieć wyobraźnie, ale inteligentni ludzie ja mają ;)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia.
Też tak słyszałem :)
UsuńI na pewno Euzebiusz dałby radę różnym obrońcom białych nutrii. :)))
OdpowiedzUsuńA co z czar... znaczy, afroamerykańskimi?
UsuńO tym nie pomyślałam! :)
UsuńPoprawność polityczna się kłania :)
UsuńOd dzieciństwa prześladowało mnie przysłowie "Tonący brzytwy się chwyta", a teraz ta siekierka, hmm...Działasz na wyobraźnie;)
OdpowiedzUsuńObiecuję nie wymyślać opowiadań o kolejnych narzędziach zagłady :)
UsuńWrzucaj, wrzucaj bo sam mniodek!
OdpowiedzUsuńTak jest!
UsuńLektura jak zwykle fascynująca,jak tu nie lubić Euzebiusza.
OdpowiedzUsuńZwłaszcza, gdy trzyma siekierkę :)
UsuńDoskonale.Nie wiem, komu kibicowac Euzebiuszowi, bo taki meski czy Gertrudzie, bo kobieta, a chce byc lojalna....nooo:)
OdpowiedzUsuńMusze to przemyslec, zdecydowanie pomoze mi wiecej wiedzy w temacie Dwojga:)
No super to jest:)
W takim razie zaglądaj tu, bo nigdy nie wiadomo, kiedy będą kolejne ich przygody :)
Usuńdobre zdjęcie ;)
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńTy wiesz :))
OdpowiedzUsuńAcha
UsuńChyba zaczynają mnie fascynować te twoje krwawe opowiadania. jakas pomroczność we mnie czy co? Ponoć człowiek nie wie co w nim siedzi:) w każdym razie Euzebiusz to jest gośc! ciekawe, kogo jeszcze ukatrupi po drodze, pozdrówka
OdpowiedzUsuńObawiam się, że niejednego. No i nie raz narozrabia :)
UsuńTrudno Cię nie poznać po Euzebiuszu :)))
OdpowiedzUsuńMiło Cię znowu widzieć!!!
No tak, Euzebiusz mnie zdradził :)))
Usuń