piątek, 31 maja 2013
środa, 29 maja 2013
Biuro Rzeczy Znalezionych
Chuda blond okularnica, o urodzie nieuzewnętrznionej spojrzała na Euzebiusza, po czym - by się upewnić - omiotła wzrokiem otaczające ją półki z dobrami wszelakimi i odpowiedziała:
- No, raczej.
Poprawiła ciągle opadające okulary ze szkłami wyglądającymi jak denka od jabola i zajęła się przerwanym śniadaniem.
- A dziś Euzebiusz będzie mnie kochał oralnie - triumfalnie ogłosiła Gertruda. Spojrzała na niego i dodała:
- No wie, po francusku. Po czym zdjęła sukienkę i w halce położyła się na tapczanie. Zamknęła oczy i powiedziała:
- Euzebiusz znajdzie łechtaczkę i robi co ma robić. Znaczy się jęzorem.
Panująca od dłuższej chwili cisza lekko zaniepokoiła ją, ale dopiero gdy usłyszała trzaśnięcie drzwiami, otworzyła oczy. Euzebiusza nie było. Wyszła na zewnątrz, ten stał przy starej gruszy.
- Ławeczkę żem kurdeczka znalazł, ale lizać nie bede bo indyk obsrał.
- Euzebiusz głupi jest. I durny - rozpłakała się i w halce pobiegła do domu.
- Żem kurdeczka łechtaczkę zgubił. I nie mogę znaleźć - powiedział po chwili wahania.
- Że co?! - okularnica niemal się udławiła bułką z pieczonym boczkiem i musztardą.
- No kurdeczka łechtaczki nie moge znaleźć. Przecie sama kurdeczka mówiła, że to biuro rzeczy znalezionych! - Euzebiusz był już mocno poirytowany.
- Ludzie! Wariat! Głupek!- wykrzyczała krztusząc się ze śmiechu.
Euzebiusz podszedł do niej i po prostu trzepnął ją w głowę obuchem wyjętej spod płaszcza siekiery. Po czym odwrócił się i wyszedł. Nagle przypomniał sobie, że wczoraj Gertruda też nazwała go głupkiem, wrócił więc i trzepnął blondynkę raz jeszcze.
- Kurdeczka, te baby wszystko gubią, a później ino się czepiają. Najsampierw Gertruda kazała mi kurdeczka szukać jakiegoś punktu G, a teraz jeszcze tej łechtaczki. A pewnie kurdeczka ma to w tej swojej wielgachnej torbie. Baby wszystko tam mają - splunął pod nogi i poszedł na piwo.
wtorek, 28 maja 2013
poniedziałek, 27 maja 2013
Oko
Oczy są oknem duszy, a ból po stracie jej wrotami. Póki są zamknięte, jesteś w zawieszeniu, jeśli od nich odejdziesz, zostaną zamknięte na zawsze. Ale gdy je otworzysz, stawisz czoła bólowi.
niedziela, 26 maja 2013
Marzenia
Gdybym miał niebios wyszywaną szatę
Z nici złotego i srebrnego światła,
Ciemną i bladą, i błękitną szatę
Ze światła, mroku, półmroku, półświatła,
Rozpostarłbym ci tę szatę pod stopy,
Lecz biedny jestem: me skarby - w marzeniach,
Więc ci rzuciłem marzenia pod stopy;
Stąpaj ostrożnie, stąpasz po marzeniach.
William Butler Yeats
piątek, 24 maja 2013
Siekierka
Gertruda od dawna
spoglądała na Euzebiusza życzliwszym okiem. A to wódkę w papier zawinęła, a to
reklamówkę dała. Bywało, że i na drogę dobre słowo rzekła. Na ten przykład
wczoraj, gdy Euzebiusz od kasy odchodził.
- A Euzebiusz tak sam mieszka. Nie tęskni za towarzystwem.
Początkowo nie bardzo wiedział co ona od niego chce, bo jak zwykle gapił się na jej cycki i czynność ta pochłaniała go całkowicie.
- He? - zapytał nieśmiało.
- No pytam czy Euzebiusz kobietki nie potrzebuje. Herbaty by zrobiła, rosołek ugotowała, kurze zamietła, plecy umyła - Gertruda zatrzepotała ociekającymi tuszem rzęsami.
- No... kurdeczka, może być.
- To może Euzebiusz do miasta jutro pojedzie? Pobyłby ze mną trochę, poznał, na obiad zaprosił.
- No... kurdeczka, czemu nie - wymamrotał wycierając zaślinione usta rękawem kufajki
- To o ósmej rano na przystanku. I niech się ładnie ubierze - mrugnęła okiem i posłała mu całuska.
- A Euzebiusz tak sam mieszka. Nie tęskni za towarzystwem.
Początkowo nie bardzo wiedział co ona od niego chce, bo jak zwykle gapił się na jej cycki i czynność ta pochłaniała go całkowicie.
- He? - zapytał nieśmiało.
- No pytam czy Euzebiusz kobietki nie potrzebuje. Herbaty by zrobiła, rosołek ugotowała, kurze zamietła, plecy umyła - Gertruda zatrzepotała ociekającymi tuszem rzęsami.
- No... kurdeczka, może być.
- To może Euzebiusz do miasta jutro pojedzie? Pobyłby ze mną trochę, poznał, na obiad zaprosił.
- No... kurdeczka, czemu nie - wymamrotał wycierając zaślinione usta rękawem kufajki
- To o ósmej rano na przystanku. I niech się ładnie ubierze - mrugnęła okiem i posłała mu całuska.
Garnitur po doradcy
ubezpieczeniowym pasował jak ulał. Co prawda plecy szpeciły trzy krwawe szramy
- ślady po siekierze - ale postanowił, że założy płaszcz i nie będzie go
zdejmował.
Gertrudę poczuł zanim
zobaczył, a gdy minutę później na nią spojrzał, oniemiał z wrażenia.
Utapirowane błękitne włosy, grube, czarne rzęsy, czerwone usta i futro z
białych nutrii. Całości dopełniały brązowe buciki i złota torebka. A wszystko
podane w gęstych oparach wylanej na siebie butelki "Pani Walewskiej".
Euzebiusz dla równowagi pachniał "Brzozową". Trzymał ją na czarną
godzinę od 1984 roku.
W Pekaesie było tłoczno, ale wokół nich szybko zrobiło się dużo wolnego miejsca. Mimo mroźnego dnia pootwierano okna i nawet gdy już wszystkim zsiniały twarze nikt nie odważył się ich zamknąć. Ale Gertrudzie i Euzebiuszowi było wszystko jedno, bo ich grzało rodzące się uczucie.
Po kilku godzinach spacerowania po mieście żar serc musiał skapitulować przed mrozem, a żołądki miały dość karmienia owocami miłości.
- To może Euzebiusz zaprosi na obiad? Do tego... no... Macadonalda?
- No, kurdeczka, może być.
W lokalu było ciepło. Nawet bardzo. Ale żadne z nich nie zdecydowało się na zdjęcie wierzchniej odzieży. Euzebiusz - bo przecież miał krwawe dziury na plecach marynarki, Gertruda - bo była wyjątkowo dumna z białych nutrii.
- Czym mogę służyć? - uśmiech sprzedawcy był równie sztuczny, co jedzenie, które sprzedawał.
- To kurdeczka, niech zamawia. Ja po niej.
- To kochanieńki daj mi tę dużą bułkę... nie tą, ta obok... - Gertruda wskazała swoim tłustym wskazującym reklamę wiszącą nad ladą.
- Big Mac? - spytał usłużnie pracownik "szybkiego żarcia".
- No niech będzie Big. I do tego frytki...
- Frytki są w zestawie.
- Kochanieńki, co z tego, daj mi drugie. A te małe kosteczki to co? - zapytała z błyskiem w oku.
- Nuggetsy - korporacyjny uśmiech stawał się coraz mniej korporacyjny.
- To też daj.
Euzebiusz włożył ręce do kieszeni, by dyskretnie przeliczyć dotychczasowe zakupy. Przy lodach i ciasteczku na ciepło musiał zaangażować palce u nóg.
- Coś jeszcze? - zapytał.
- A te takie bulwy w papierkach, to co?
- Mufinki proszę pani - odpowiedział nieco zniecierpliwiony sprzedawca.
- To dwie, te czarne.
- A do picia?
- No Colę, ale Light. Bo się odchudzam.
- A dla pana? - gdyby wzrok potrafił zabijać, Euzebiusz powinien w tym momencie paść martwy.
- Ja kurdeczka... Mortadele macie?
- Nie, ale mamy pyszne hamburgery - odparł lekko zmieszany sprzedawca.
- Sam żeś kurdeczka cham! - Euzebiusz walnął pięścią w ladę, aż kilka frytek podskoczyło i wpadło do Coli, która teraz już nie była taka Light.
Gertruda próbowała spojrzeć na Euzebiusza z wyrzutem, ale w miejscu, w którym spodziewała się go zastać już go nie było. Przeskoczył ladę i głową sprzedawcy nabijał na kasie nowe ceny.
I wtedy z kuchni wyskoczyło kilku kucharzy...
- Kurdeczka, panie poruczniku, to było tak; chciałem mortadelę, a on, że nie mają. I kurdeczka mię od chama wyzywał...
- Nie chama, ale zaproponował hamburgera - przerwał policjant.
- Przecie kurdeczka to to samo panie kapitanie.
- Nie jestem kapitanem, a aspirantem!
- Sie kurdeczka pan major nie nerwuje - patrząc na czterozębny uśmiech Euzebiusza policjant z rezygnacją machnął ręką.
- I co było dalej? - dodał.
- Toż panie pułkowniku kurdeczka zacząłem uciekać, oni tyż.
- Gdzie?
- No ja kurdeczka przed siebie, a oni w moim kierunku.
- No dobrze, ale czegoś tu nie rozumiem. Ich było czterech, pan sam. Oni mieli noże, pan nie. To skąd u nich te rany cięte na rękach? - policjant nie dawał za wygraną.
- Bo jak żem kurdeczka biegł, to mi panie generale z kieszeni sikierka wypadła.
- Cztery razy?
– No, też kurdeczka się dziwie - tym razem w uśmiechu Euzebiusza policjant dostrzegł złowieszczy błysk złotej plomby. Chyba "szóstki".
W Pekaesie było tłoczno, ale wokół nich szybko zrobiło się dużo wolnego miejsca. Mimo mroźnego dnia pootwierano okna i nawet gdy już wszystkim zsiniały twarze nikt nie odważył się ich zamknąć. Ale Gertrudzie i Euzebiuszowi było wszystko jedno, bo ich grzało rodzące się uczucie.
Po kilku godzinach spacerowania po mieście żar serc musiał skapitulować przed mrozem, a żołądki miały dość karmienia owocami miłości.
- To może Euzebiusz zaprosi na obiad? Do tego... no... Macadonalda?
- No, kurdeczka, może być.
W lokalu było ciepło. Nawet bardzo. Ale żadne z nich nie zdecydowało się na zdjęcie wierzchniej odzieży. Euzebiusz - bo przecież miał krwawe dziury na plecach marynarki, Gertruda - bo była wyjątkowo dumna z białych nutrii.
- Czym mogę służyć? - uśmiech sprzedawcy był równie sztuczny, co jedzenie, które sprzedawał.
- To kurdeczka, niech zamawia. Ja po niej.
- To kochanieńki daj mi tę dużą bułkę... nie tą, ta obok... - Gertruda wskazała swoim tłustym wskazującym reklamę wiszącą nad ladą.
- Big Mac? - spytał usłużnie pracownik "szybkiego żarcia".
- No niech będzie Big. I do tego frytki...
- Frytki są w zestawie.
- Kochanieńki, co z tego, daj mi drugie. A te małe kosteczki to co? - zapytała z błyskiem w oku.
- Nuggetsy - korporacyjny uśmiech stawał się coraz mniej korporacyjny.
- To też daj.
Euzebiusz włożył ręce do kieszeni, by dyskretnie przeliczyć dotychczasowe zakupy. Przy lodach i ciasteczku na ciepło musiał zaangażować palce u nóg.
- Coś jeszcze? - zapytał.
- A te takie bulwy w papierkach, to co?
- Mufinki proszę pani - odpowiedział nieco zniecierpliwiony sprzedawca.
- To dwie, te czarne.
- A do picia?
- No Colę, ale Light. Bo się odchudzam.
- A dla pana? - gdyby wzrok potrafił zabijać, Euzebiusz powinien w tym momencie paść martwy.
- Ja kurdeczka... Mortadele macie?
- Nie, ale mamy pyszne hamburgery - odparł lekko zmieszany sprzedawca.
- Sam żeś kurdeczka cham! - Euzebiusz walnął pięścią w ladę, aż kilka frytek podskoczyło i wpadło do Coli, która teraz już nie była taka Light.
Gertruda próbowała spojrzeć na Euzebiusza z wyrzutem, ale w miejscu, w którym spodziewała się go zastać już go nie było. Przeskoczył ladę i głową sprzedawcy nabijał na kasie nowe ceny.
I wtedy z kuchni wyskoczyło kilku kucharzy...
- Kurdeczka, panie poruczniku, to było tak; chciałem mortadelę, a on, że nie mają. I kurdeczka mię od chama wyzywał...
- Nie chama, ale zaproponował hamburgera - przerwał policjant.
- Przecie kurdeczka to to samo panie kapitanie.
- Nie jestem kapitanem, a aspirantem!
- Sie kurdeczka pan major nie nerwuje - patrząc na czterozębny uśmiech Euzebiusza policjant z rezygnacją machnął ręką.
- I co było dalej? - dodał.
- Toż panie pułkowniku kurdeczka zacząłem uciekać, oni tyż.
- Gdzie?
- No ja kurdeczka przed siebie, a oni w moim kierunku.
- No dobrze, ale czegoś tu nie rozumiem. Ich było czterech, pan sam. Oni mieli noże, pan nie. To skąd u nich te rany cięte na rękach? - policjant nie dawał za wygraną.
- Bo jak żem kurdeczka biegł, to mi panie generale z kieszeni sikierka wypadła.
- Cztery razy?
– No, też kurdeczka się dziwie - tym razem w uśmiechu Euzebiusza policjant dostrzegł złowieszczy błysk złotej plomby. Chyba "szóstki".
środa, 22 maja 2013
wtorek, 21 maja 2013
Nadzieja
Jej oblicza wydają się być nieskończone: dzwonek do drzwi, telefon od ukochanego, kroplówka, zdjęcie, uśmiech, pracujący respirator, uścisk dłoni, kredyt, sygnał karetki, list od ukochanej,
twarz matki, oczy dziecka, szczęk narzędzi chirurgicznych, okno, SMS, ręka ojca, zegarek,
ławka w poczekalni, cisza...
I powiadają, że umiera ostatnia.
niedziela, 19 maja 2013
sobota, 18 maja 2013
Ponownie ruszam w bój...
18 maja 1944 roku, w samo południe plutonowy Emil Czech na ruinach zdobytego klasztoru Monte Cassino odegrał Hejnał Mariacki tym samym ogłaszając zwycięstwo Polaków i koniec bitwy o Monte Cassino. Trwała ona prawie pięć miesięcy. Alianci stracili blisko 54000 żołnierzy, z czego straty Polaków to: 924 zabitych, 2930 rannych i 345 zaginionych (po bitwie odnalazło się 291). Straty niemieckie to 20000 zabitych i rannych. Niestety, krwawo okupione zwycięstwo nie zostało należycie wykorzystane przez ówczesne dowództwo. Na domiar złego cieniem na całą kampanię położyły się wydarzenia dnia następnego, kiedy to w noc po bitwie tysiące marokańskich Goumiers i żołnierzy innych francuskich wojsk kolonialnych zaczęły przeczesywać stoki wzgórz, miasteczka i wioski doliny Ciociaria (południowe Lacjum). Ponad 60 000 kobiet w wieku od 11 do 86 lat padło ofiarą masowych gwałtów. Mężczyzn, którzy chcieli bronić swe żony i córki, mordowano bez pardonu. Liczbę zabitych cywilów obliczano na około 800. O ofiarach Goumiers mawiano, że zostały „zmarokanizowane”.
My, Polacy podchodzimy do tej bitwy bardzo emocjonalnie, dla nas to wielka chwała polskiego oręża. Ale historycy zachodni zgodnie źle oceniają kampanię włoską, a do bitwy o Monte Cassino odnoszą się szczególnie nieprzychylnie. J.F.C. Fuller w swym dziele Druga wojna światowa nazywa ją kampanią, która ze względu na brak sensu strategicznego i wyobraźni taktycznej jest czymś wyjątkowym w historii wojskowości, a John Ellis pisze o niewiele wartym zwycięstwie okupionym ogromnymi stratami, między innymi cytując taki dialog:
Młody amerykański strażnik zapytał niemieckiego jeńca: Jeśli
jesteś taki twardy, to dlaczego ty jesteś w niewoli, a ja cię pilnuję?
Niemiec opowiedział, jak dowodził sześcioma 88-milimetrowymi działami,
strzelającymi do nadciągających amerykańskich czołgów. Amerykanie ciągle
wysyłali drogą kolejne czołgi, a Niemcy nadal je unieszkodliwiali. W
końcu – wyjaśnił Niemiec – nam zabrakło amunicji, a Amerykanom nie
zabrakło czołgów.
|
czwartek, 16 maja 2013
Rower
Od dwóch lat Paweł był doradcą finansowym. Ale nie jakimś tam pierwszym lepszym leszczem, którego szczytem możliwości jest naciągnięcie staruszki na marny kredycik, po to, by mogła pojechać do Lichenia. Jego stać było na coś więcej. Na przykład bezdomnego, który od trzech lat spał we własnej nogawce naciągnąć na kredyt samochodowy, by teraz mógł spać w wymarzonym Seicento.
Życie Euzebiusza to
właściwie jedno wielkie rżnięcie. Za dnia rżnął, by wieczorem się urżnąć. Ale wczoraj
pomylił kolejność i sobie oderżnął. Konkretnie to palec.
Wskazujący znaczy się.
Bo Euzebiusz był drwalem.
I gdy tak siedział tępym wzrokiem przyglądając się Wskazującemu, olśniło go. Bo zrozumiał, że już nigdy w życiu nic nikomu tym palcem nie pokaże. Poruszony swoim losem zalał się łzami wielkimi jak cycki Gertrudy z monopolowego. Na szczęście mielony przygotowany na drugie śniadanie był owinięty w Rzeczpospolitą, a w tejże ogłaszał swe usługi kredytowo-finansowo-ubezpieczeniowe Doradca Paweł. Ogłoszenie, choć lekko podeszło już tłuszczem, wciąż wabiło bogactwem użytych czcionek.
Euzebiusz chwycił za telefon i... ponownie zalał się łzami.
- Kurdeczka, no jak ja bez Wskazującego dzwonić mam? - rzucił ni to do siebie, ni to do Giertycha zerkającego z sąsiedniej reklamy kancelarii prawnej.
Olśnienie przyszło wraz z pierwszym drżeniem rąk i mdłościami. Euzebiusz dostrzegł, iż ma jeszcze w zapasie dziewięć palców. Zanim stracił przytomność oraz prawie pół litra krwi zdążył się jeszcze umówić z Pawłem na podpisanie umowy.
Niestety, najnowsza wersja Navigona, którą na pokładzie miał ostatni nabytek Pawła - Land Rover Range Rover Sport Supercharged HSE o mocy porównywalnej z włożeniem do majtek wściekłej łasicy - nie znalazła miejsca zamieszkania Euzebiusza. Dopiero, gdy Paweł dopytał w monopolowym, udało mu się trafić pod podany adres.
Widok, jak jawił się jego oczom śmiało mógł konkurować z czołowym zderzeniem TIRa bezdusznie pędzącego prosto pod koła Daewoo Tico, jakie ostatnio widział na stronie Youtube.
- Kurdeczka, fajno fura pan mosz – gdy Paweł spojrzał na stojącego w drzwiach domu Euzebiusza, na chwilę zapomniał o oddechu.
- Żem se trochu kurdeczka palec urżnął. Sie pan nie nerwuje, ta krew to kurdeczka z niego – wskazał na kikuta palca.
- Tak więc mam dla pana fantastyczny plan ubezpieczeniowy na najbliższe 25 lat. Otóż wpłaca pan każdego miesiąca po 450 zł, które my inwestujemy na Grenadynach. Te pieniądze tam pracują...
- Ale niby kurdeczka jak pracują? - wtrącił Euzebiusz.
- To skomplikowane, po prostu proszę uwierzyć, że pracują i pomnażają się.
- Pan se ze mnie kurdeczka durnia nie rób, bo ja kurdeczka gupi nie jestem, szkołę się skończyło, a raz kurdeczka, to nawet dyrektorka mie po głowie pogłaskała. Znaczy żem nie jest gupi, bo kurdeczka gupiego to by nie tknęła, no nie? No to jak one pracują? W tych Granatach kurdeczka może jakieś lasy są? Bo drwal to zarobi, że kurdeczka hoho.
- Tak, są tam lasy i dlatego one tam zarabiają – odparł zrezygnowanym głosem Paweł.
- Gówno pan wisz kurdeczka, se przypomniałem, żem raz w szkole mape oglądał i na Grenlandii ino lód kurdeczka. Mów chłopie po prawdzie, bo jak kurdeczka Bóg mi miły sikiere wezme i łeb upierdolę.
- Spokojnie panie Euzebiuszu, chodzi o Grenadyny, a nie o Grenlandię. Tam są lasy. Ogromne, z wielkimi drzewami z drewna – Paweł niezauważalnie przełknął ślinę czekając na reakcję.
- A to kurdeczka wchodzę w to!
- Świetnie, więc jak już mówiłem, przez 25 lat każdego miesiąca wpłaca pan po 450 zł, a potem wypłacamy panu te pieniądze dodając do każdej wypłaty aż 50 zł. Czyli przez następne 25 lat dostaje pan od nas równiutkie, okrągłe 500 zł – promienny uśmiech który zagościł na twarzy Pawła miał być wizualnym zapewnieniem, iż oferta naprawdę jest genialna.
Euzebiusz milczał, ale w jego głowie, a także na dziewięciu palcach rąk ukradkiem wsuniętych do kieszeni trwał intensywny proces myślowy.
- Kurdeczka – zaczął nieśmiało – to będę miał jakieś 75 roków jak zaczniecie mi płacić.
- Jest bystrzejszy, niż mi się wydawało – pomyślał Paweł i głośno dodał - No tak, ale przez następne 25 lat będzie Pan żył jak król, jeżeli tylko pan zechce, to może nawet odwiedzić Grenadyny i swoje pracujące pieniądze – doradcy wydawało się, iż ta uwaga załatwi sprawę ostatecznie.
Nie mylił się.
- Mówiłem kurdeczka dziadowi, że dyrektorka mie po głowie pogłaskała, to sie uparł - Euzebiusz otarłszy zakrwawione dłonie o poły kufajki z pietyzmem otworzył drzwi Rovera. Wahał się. Jasnobeżowa, skórzana tapicerka onieśmielała go. Wrócił do izby, wziął z wieszaka płaszcz Pawła i rozłożył go na siedzeniu samochodu.
Kierownica wyglądała jak kokpit statku kosmicznego, miała mnóstwo przycisków. Euzebiusz zaczął je po kolei wciskać. Jeden z nich włączył radio. Śpiewał niejaki Pajujo:
Kupiłem sobie bardzo, bardzo fajny rower
Ma on bagażnik i siodełko koloroweWskazujący znaczy się.
Bo Euzebiusz był drwalem.
I gdy tak siedział tępym wzrokiem przyglądając się Wskazującemu, olśniło go. Bo zrozumiał, że już nigdy w życiu nic nikomu tym palcem nie pokaże. Poruszony swoim losem zalał się łzami wielkimi jak cycki Gertrudy z monopolowego. Na szczęście mielony przygotowany na drugie śniadanie był owinięty w Rzeczpospolitą, a w tejże ogłaszał swe usługi kredytowo-finansowo-ubezpieczeniowe Doradca Paweł. Ogłoszenie, choć lekko podeszło już tłuszczem, wciąż wabiło bogactwem użytych czcionek.
Euzebiusz chwycił za telefon i... ponownie zalał się łzami.
- Kurdeczka, no jak ja bez Wskazującego dzwonić mam? - rzucił ni to do siebie, ni to do Giertycha zerkającego z sąsiedniej reklamy kancelarii prawnej.
Olśnienie przyszło wraz z pierwszym drżeniem rąk i mdłościami. Euzebiusz dostrzegł, iż ma jeszcze w zapasie dziewięć palców. Zanim stracił przytomność oraz prawie pół litra krwi zdążył się jeszcze umówić z Pawłem na podpisanie umowy.
Niestety, najnowsza wersja Navigona, którą na pokładzie miał ostatni nabytek Pawła - Land Rover Range Rover Sport Supercharged HSE o mocy porównywalnej z włożeniem do majtek wściekłej łasicy - nie znalazła miejsca zamieszkania Euzebiusza. Dopiero, gdy Paweł dopytał w monopolowym, udało mu się trafić pod podany adres.
Widok, jak jawił się jego oczom śmiało mógł konkurować z czołowym zderzeniem TIRa bezdusznie pędzącego prosto pod koła Daewoo Tico, jakie ostatnio widział na stronie Youtube.
- Kurdeczka, fajno fura pan mosz – gdy Paweł spojrzał na stojącego w drzwiach domu Euzebiusza, na chwilę zapomniał o oddechu.
- Żem se trochu kurdeczka palec urżnął. Sie pan nie nerwuje, ta krew to kurdeczka z niego – wskazał na kikuta palca.
- Tak więc mam dla pana fantastyczny plan ubezpieczeniowy na najbliższe 25 lat. Otóż wpłaca pan każdego miesiąca po 450 zł, które my inwestujemy na Grenadynach. Te pieniądze tam pracują...
- Ale niby kurdeczka jak pracują? - wtrącił Euzebiusz.
- To skomplikowane, po prostu proszę uwierzyć, że pracują i pomnażają się.
- Pan se ze mnie kurdeczka durnia nie rób, bo ja kurdeczka gupi nie jestem, szkołę się skończyło, a raz kurdeczka, to nawet dyrektorka mie po głowie pogłaskała. Znaczy żem nie jest gupi, bo kurdeczka gupiego to by nie tknęła, no nie? No to jak one pracują? W tych Granatach kurdeczka może jakieś lasy są? Bo drwal to zarobi, że kurdeczka hoho.
- Tak, są tam lasy i dlatego one tam zarabiają – odparł zrezygnowanym głosem Paweł.
- Gówno pan wisz kurdeczka, se przypomniałem, żem raz w szkole mape oglądał i na Grenlandii ino lód kurdeczka. Mów chłopie po prawdzie, bo jak kurdeczka Bóg mi miły sikiere wezme i łeb upierdolę.
- Spokojnie panie Euzebiuszu, chodzi o Grenadyny, a nie o Grenlandię. Tam są lasy. Ogromne, z wielkimi drzewami z drewna – Paweł niezauważalnie przełknął ślinę czekając na reakcję.
- A to kurdeczka wchodzę w to!
- Świetnie, więc jak już mówiłem, przez 25 lat każdego miesiąca wpłaca pan po 450 zł, a potem wypłacamy panu te pieniądze dodając do każdej wypłaty aż 50 zł. Czyli przez następne 25 lat dostaje pan od nas równiutkie, okrągłe 500 zł – promienny uśmiech który zagościł na twarzy Pawła miał być wizualnym zapewnieniem, iż oferta naprawdę jest genialna.
Euzebiusz milczał, ale w jego głowie, a także na dziewięciu palcach rąk ukradkiem wsuniętych do kieszeni trwał intensywny proces myślowy.
- Kurdeczka – zaczął nieśmiało – to będę miał jakieś 75 roków jak zaczniecie mi płacić.
- Jest bystrzejszy, niż mi się wydawało – pomyślał Paweł i głośno dodał - No tak, ale przez następne 25 lat będzie Pan żył jak król, jeżeli tylko pan zechce, to może nawet odwiedzić Grenadyny i swoje pracujące pieniądze – doradcy wydawało się, iż ta uwaga załatwi sprawę ostatecznie.
Nie mylił się.
- Mówiłem kurdeczka dziadowi, że dyrektorka mie po głowie pogłaskała, to sie uparł - Euzebiusz otarłszy zakrwawione dłonie o poły kufajki z pietyzmem otworzył drzwi Rovera. Wahał się. Jasnobeżowa, skórzana tapicerka onieśmielała go. Wrócił do izby, wziął z wieszaka płaszcz Pawła i rozłożył go na siedzeniu samochodu.
Kierownica wyglądała jak kokpit statku kosmicznego, miała mnóstwo przycisków. Euzebiusz zaczął je po kolei wciskać. Jeden z nich włączył radio. Śpiewał niejaki Pajujo:
Kupiłem sobie bardzo, bardzo fajny rower
Jest cały zielony, z tyłu lampa jest czerwona
Jeżdżę nim po polach i po okolicznych rowach
Kurdeczka – pomyślał – trza będzie przemalować.
Subskrybuj:
Posty (Atom)