Wracając z pracy zobaczyłem nad moim domem ogromną chmurę
burzową. Nie, nie taką, jak wtedy, gdy żona ma okres…
Ta była jeszcze większa.
Przybrałem więc minę Bustera Keatona i ruszyłem na spotkanie
z nieuniknionym.
Zgodnie z przewidywaniami w domu szalało tornado z lekką
domieszką tsunami, a gromy biły nie gorzej, niż polski kibol.
Głównie w pokoju syna.
I przeważnie.
Zjadłem więc kotleta mielonego z buraczkami i odsmażanymi
ziemniakami, zrobiłem kawę w swoim, wspaniałym, absolutnie cudownym ekspresie
do kawy i bez słowa zasiadłem przed telewizorem.
Gdy próbowałem wsłuchać się w dialogi „Teorii Wielkiego
Podrywu”, w pomieszczeniu zajmowanym przez potomstwo trwała jesień
średniowiecza.
Zgadza się, absolutnie nie wolno mi było reagować. A nawet gdybym
mógł, to i tak nie miałbym ochoty. Wszak Sheldon Cooper wymiata na każdym
froncie.
Również burzowym.
Gdy zaczynałem oglądać „Fakty”, szkwał przeszedł w zaledwie sztorm,
a kiedy pan Durczok silił się na kolejny pożegnalny dowcip, zapanowała flauta.
Mogę działać.
Otworzyłem drzwi pokoiku, syn jeszcze trochę mruczał i
wydawał inne, równie niezrozumiałe dźwięki. Zupełnie jakby zobaczył
niedźwiedzia polarnego albinosa.
- Oglądasz mecz Realu z Galatasaray? – rzuciłem od
niechcenia.
- Młmnom – wypluł z siebie.
- Coś w szkole? – kontynuowałem.
- Mhmno…
- Z Maćkiem – chyba stawałem się namolny.
- Nhhhoo… - jest dobrze, syn powoli przechodził na język
ojczysty.
- Opowiesz? – zarzuciłem wędkę.
- No bo tydzień temu na kółku filmowym ustalaliśmy kto nakręci recenzję jakiej gry. Ja powiedziałem że zrobię Minecrafta, a Maciek miał zrobić Fifę 13. Przedwczoraj zadzwonił i spytał czy mu przyniosę na pendrive swój film, bo chciał zobaczyć. Wczoraj mu zaniosłem, a on dziś od razu po przyjściu do szkoły dał go pani, mówiąc, że to jego – Uzi już dawno dostałby
zadyszki… ale nie mój syn, który dalej bombardował mnie słowami: - więc pani mi przygadała, że nic nie robię i jak chcę zostać na kółku, to na następne zajęcia mam zrobić dwa filmy. A to Maciek
powinien je zrobić, bo ukradł mój film i się wszystkiego wyparł. Mieliśmy więc to samo i pani powiedziała, że to ja zabrałem jego film, bo
byłem drugi – w oddali zagrzmiało…
- Widzisz synek… - zamyślałem się na chwilę, niczym Platon
czy jakiś inny Kant, po czym dodałem już całkiem filozoficznie - bo życie jest
jak drabina.. Czasem uda Ci się wspiąć kilka szczebli w górę, ale to najczęściej
to ty nią jesteś dla innych.
Rywalizacja na miarę czasów. Każdy chyba mógłby przytoczyć podobne zdarzenie z własnego życia, niekoniecznie z bardzo wczesnej młodości.
OdpowiedzUsuńPuenta doskonała.
Pozdrawiam cieplutko:))
Żyjemy w czasach wyścigu szczurów i takie są tego efekty.
UsuńHmmmm....a ja bym tam Maćkowi dala w ryj, tak dla porządku.
OdpowiedzUsuńA może też i dlatego, że taki dzień dzisiaj mam i też ze mnie w robocie, może nie drabinę, ale most linowy zrobili. Ledwie zipię.
Świetnie napisane :)
Walniesz dziada, a ukarzą jak za człowieka. Nie warto.
UsuńC'est la vie - szybko dostał lekcję, jak wygląda wyścig szczurów, ale co go nie zabije itd. itp.
OdpowiedzUsuńNiestety, jakie czasy, takie lekcje.
UsuńBardzo ciekawie napisane. Z przyjemnością dołączyłam do obserwujących. Pozdrawiam cieplutko :)
OdpowiedzUsuńSerdecznie witam wśród obserwujących. Mam nadzieję, że i dołączysz do komentujących :)
UsuńMogę być nawet drabiną, tylko niech ktoś z niej uczciwie korzysta...
OdpowiedzUsuńmogę pomagać, wspierać, doradzać, nawet coś za kogoś zrobić - tylko niech uczciwie o tym powie...
Aż mi niesmacznie po tym zachowaniu kolegi :/
Ciekawa jestem, jak syn Twój to ostatecznie załatwi?
Lubię Twoje pisanie :) I zdjęcia też... wiadomo :)
Trochę mu przeszło, ale zadra została. W tym wieku jeszcze nie jest się zbyt pamiętliwym.
UsuńFajnego ma kolegę, nie ma co... swoją drogą mam nadzieję, że załatwił to po męsku? :)
OdpowiedzUsuńProdukt naszych czasów.
UsuńNo ładnie to tak dołować młodego i na dodatek kreatywnego syna???
OdpowiedzUsuńMożna być drabiną, raz, albo drugi, ale za trzecim to już nikt nie zdoła
się na Ciebie wspiąć, bo staniesz się rakietą !!!!
Swoją drogą, to nie będzie już taki naiwny - twardziel z niego wyrośnie...
Pozdrawiam serdecznie
http://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/
http://kadrowane.bloog.pl/
Niektórzy, mimo wielu nauczek, do końca życia pozostają drabinami.
Usuń"I don't know if I care
OdpowiedzUsuńI'm the jerk, life's not fair"...
Tia, tylko weź to wytłumacz dziecku...
Zresztą, ja sama tego nie ogarniam.
Pzdrawiam drabiniasto.
No właśnie, nie zawsze można to wszystko ogarnąć, więc jak tu tłumaczyć?
UsuńKiedy nie da się wytłumaczyć, wtedy nam - rodzicom, zostaje po prostu być. Być obok. Tak - tak mi się przynajmniej wydaje.
UsuńNa to zawsze mój syn może liczyć.
UsuńNie dość, że ci lazą po grzbiecie jak po drabinie to jeszcze szczebelki połamią, ech жизнь! Jakaś epidemia czy co, bo też dziś jestem zdołowana ludźbi jakby nie przymierzając ktos owoce mojej pracy podwędził.
OdpowiedzUsuńW przypadku bycia drabiną nie zawsze chodzi o podwędzanie, czasem ktoś po prostu wykorzystuje Cię do wspinania się na wyższe szczebelki życia.
UsuńCóż to zdarzenie pokazało jakiego ma kolegę i pewnie nie jest on już kolegą. Przykro, że są złodzieje, którzy nie szanują czyjejś pracy. Los nieruchliwy ale sprawiedliwy, jeszcze się przekona w życiu, że kraść nie popłaca. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWielu z nas uczy dzieci takiego zachowania... Bo czymże jest ściąganie pirackiej bajki czy filmu, jak nie kradzieżą?
UsuńDobrze, ze ma madrego Tate...
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Judith
Tak od razu mądry :) Rozgarnięty trochę :)
UsuńTo nie zycie ani drabina tylko dupki kolezenskie:)
OdpowiedzUsuńPotem maja spadanie z tej drabiny. I dobrze im tak:)
To jakiś rodzaj grzyba? Te dupki koleżeńskie? :)
UsuńDokladnie, taki grzyb wstretny niby kolezenski:)
UsuńGeneralnie rozprzestrzenia sie na wlasne zyczenie, trzeba precyzyjbego ciecia, by pozbyc sie infekcji.
Ale w koncu zasycha i odpada:)
Czasem jednak nieźle potrafi zatruć.
UsuńJak to mówią... karma wraca. Raz ktoś korzysta z drabiny, a niebawem sam się nią staje... A w ogóle to bardzo lubię Twoje pisanie :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPonoć wraca :)
UsuńW takim razie czasem coś jeszcze napiszę :)
Podoba mi się końcowa sentencja - jest pouczająca.
OdpowiedzUsuńGdy człowiek da sobie jeszcze dorobić poręcze, to już jest całkiem źle.
Drabina na zdjęciu też fajna, tylko szkoda, że nie widać końca.
Jeśli ma być synonimem życia - to w "porzo" :)
Całość na pięć plus!
Pozdrawiam serdecznie!
Nie ma końca, bo tam - w zależności od całokształtu - niebo lub piekło. Każdemu wedle woli i zasług :)
UsuńGrunt to posiąść tę mądrość odpowiednio wczesnie, znaczy - grunt to profilaktyka;)
OdpowiedzUsuńNajczęściej jednak jest myśl przysłowia: mądry polak po szkodzie.
UsuńŻyciowo zakończyłeś. Poklepuj syna, poklepuj, to wzmacnia szczeble...
OdpowiedzUsuńOj tak, wzmacnia.
UsuńZaskakujaca konkluzja!
OdpowiedzUsuńTo mnie czy Ciebie nie bylo? Wlasciwie wsio ryba - juz jestem!
Ja też już jestem!
UsuńZnalazłam Twojego bloga i nie wiem co bardziej podziwiać: zdjęcia czy to , co piszesz. Zajrzę tu jeszcze.
OdpowiedzUsuńP.S. Jesteś dobrym ojcem.
Podziwianie może się skończyć uderzeniem wody sodowej do głowy autora, więc lepiej głośno o tym nie pisać :)
OdpowiedzUsuń"Pisać o czymś głośno"- nie wiedziałam, że coś takiego istnieje, ale podoba mi się. Na konwersację blogową w sam raz :)
UsuńDobrych słów nigdy za dużo, zwłaszcza jak są szczere :)
Jeżeli tylko nasza wyobraźnia to dopuszcza, to "pisanie o czymś głośno" jak najbardziej istnieje :)
UsuńI on to tak spokojnie wziął na klatę? Ja nie wiem czy to dobre.
OdpowiedzUsuńKumpla nie zazdroszczę, to zwykła szuja! Aż strach pomyśleć co z niego wyrośnie za człowiek!?
Jest taki jak ja: wszystkie bierze na klatę. Później trochę cierpi, ale to ż inna bajka.
UsuńJak na rysunku Bruegla ,,Duże ryby pożerają małe."
OdpowiedzUsuńW ogóle podoba mi się metaforyka marynistyczna, morska, rzeczna...
Takie już jest to życie: pożeramy będąc pożeranymi :)
Usuń